Co z tym seksem?
Dojrzałość seksualna to trudna sprawa. Biologicznie seks uprawiać możemy od pierwszej miesiączki. Tymczasem nic nie wskazuje na to, kiedy jesteśmy gotowe psychicznie. Zamiast porządnie wytłumaczyć kobiecie, co i jak, straszy się ją ciążą, chorobami wenerycznymi i ogniem piekielnym. A później wszyscy się dziwią, że fizycznie dojrzała kobieta w sypialni ma umysł nastolatki przerażonej seksem.
Taka „dojrzała kobieta” przekazuje swą niedojrzałość seksualną córce, a ta z kolei swojej i zaklęty korowód ciągnie się przez pokolenia. Seks jest narzędziem leczenia kompleksów (wciąż jestem atrakcyjna), podtrzymywania istniejących (jak mu nie dam, przestanie mnie kochać), odrywany jest od emocji. Psychika i seks traktowane są jak rzeczy oddzielne, osobne, zazębiające się tylko w pewnych obszarach.
Kobieta osiągając dojrzałość ogląda się wstecz i widzi, jak wiele rzeczy jest sprzecznych: ma być równocześnie wyuzdana, ale też i skromna. Jest nakłaniana do eksperymentowania, ale równocześnie w oczach społeczeństwa wychodzi na ladacznicę. Nic nie wie o swojej anatomii, cykl miesięczny to coś, co „samo się dzieje”.
Wszystko to dlatego, że lepiej jest milczeć i zabronić o tym mówić, niż poświęcić czas na zdobycie odpowiedniej wiedzy i przekazanie jej dalej. Dojrzała kobieta, która nie wie, co to orgazm – zjawisko stanowczo zbyt powszechne. Mało tego: piętnowane. A przecież nie zawsze trzeba wejść na szczyt, żeby móc podziwiać piękne widoki. Tylko mało kto o tym mówi, bo przecież prościej jest wmawiać kobietom, że to absolutna podstawa łóżkowych igraszek.
I jak te kobiety mają coś wiedzieć, kiedy albo się milczy, albo krzyczy wniebogłosy? A przecież tak często wystarczy, że ktoś nas przytuli i porozmawia.